Cookies Ta strona używa plików cookies i podobnych technologii m.in. w celach: świadczenia zindywidualizowanych usług oraz tworzenia statystyk. Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień Twojej przeglądarki oznacza, że będą one umieszczane w Twoim urządzeniu końcowym. Pamiętaj, że zawsze możesz zmienić te ustawienia w opcjach Twojej przeglądarki. Więcej informacji. Zamknij
Sacrum Profanum 2023

Pluszowa kurtyna

2020-11-19

Adonis Gamut to spektakl koncepcyjny, który trafia w punkt i skłania do refleksji, pozostawia w głowie szum i natłok myśli – choć w założeniach, jak i w wykonaniu jest dziecinnie prosty. Dosłownie i w przenośni. Wszystko to za sprawą dwojga wykonawców – Barbary Kingi Majewskiej oraz Marcina Maseckiego – muzyków wielkiej klasy, potrafiących ujmować artystyczne zjawiska z perspektywy wolnej od jakichkolwiek schematów, świeżo, z odwagą, ale i odrobiną przekory.

Muzyka klasyczna ze swą wielowiekową tradycją wykształciła pewien sposób „autoprezentacji”, wykonywania utworów w formie doskonałej, pokazywania się tylko w najlepszym świetle, z najlepszej strony. Miło jest słuchać pięknej muzyki, tak jak miło jest patrzeć na piękne ciało. Każdy oczywiście wie, że na jedno wykonanie utworu składają się lata nauki, a na idealnie wyrzeźbioną sylwetkę – niekończące się godziny ćwiczeń. Ale cóż tak naprawdę wiemy, jeśli na własnej skórze nie doświadczyliśmy tej swoistej tresury ciała, nie zaznaliśmy wysiłku prób, zmęczenia, pomyłek, godzin mozolnie nabywanych umiejętności, ciągłych powtórek, z których każda jest tylko odrobinę bliższa ideałowi, monotonii i nudy ćwiczeń, ale i poczucia satysfakcji, samospełnienia oraz czystej niewinnej radości, jaką daje gra dla siebie. Kultura muzyczna lubi ukrywać te aspekty jako niereprezentatywne, zbyt powszednie, niedoskonałe, a przez swą ułomność – być może nawet wstydliwe. Okrywa je kotarą milczenia, wytłumia jak plusz.

Majewska i Masecki wyciągają na światło dzienne to, co dotąd schowane było w cieniu – stawiają na pulpit techniczne ćwiczenia, wprawki, gamy i pasaże. Wraz z kulturystą Danielem Poniedziałkiem, tworzą zatopiony w monochromatycznej czerwieni spektakl na dwoje muzyków i ciało. W wytwornym wnętrzu Willi Decjusza brzmi Bernhard Lüdgen, Manuel Garcia, Antonio Benelli, Domenico Crivelli, Carl Czerny – klasyki znane dobrze młodym adeptom sztuki muzycznej, odbijające się echem po salach ćwiczeniowych, które nigdy nie wyszły poza, nie zdobyły wielkich estrad, nie usłyszały aplauzu ani okrzyków wzruszenia. Z nich zbudowana zostaje osobliwa narracja, w której partia głosu i fortepianu przebiegają równolegle, w różnych tempach, połączone jednak wspólną dynamiką: od najprostszych palcówek i melizmatycznej rozśpiewki w stronę ćwiczeń bardziej skomplikowanych, fragmentów etiud i pasaży. Nie jest to „prawdziwy” koncert, a przynajmniej wykonawcy nie udają, że takim jest. Masecki czasem się wierci, rozluźnia dłonie, zatrzymuje się i studiuje coś w wolniejszym tempie, Majewskiej zdarza im się podrapać po uchu czy nosie, mimowolnie wykrzywić twarz w grymasie. Wokalistka jednak ani na moment nie przerywa ćwiczeń i nie traci kontaktu wzrokowego, cały czas wpatrzona prosto w obiektyw, w publiczność, w nas.

Długie, ponad półgodzinne rozgrzewanie strun głosowych i aparatu pianistycznego prowadzi do popisu wirtuozerii w pieśni o Adonisie Richarda Straussa, który – paradoksalnie – wydaje się tutaj nie najważniejszym punktem programu, a jedynie kontekstem. Zapada kurtyna, i – jak w każdym dobrym widowisku – warto zostać na scenę po napisach. Tym bardziej, że podkreśla ona jeszcze inny aspekt zagłuszany przez wielowiekową tradycję muzyki klasycznej. Mówi o przyjemności płynącej z niezobowiązującego, spontanicznego muzykowania.

Karolina Dąbek
„pisanezesłuchu.pl”