Cookies Ta strona używa plików cookies i podobnych technologii m.in. w celach: świadczenia zindywidualizowanych usług oraz tworzenia statystyk. Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień Twojej przeglądarki oznacza, że będą one umieszczane w Twoim urządzeniu końcowym. Pamiętaj, że zawsze możesz zmienić te ustawienia w opcjach Twojej przeglądarki. Więcej informacji. Zamknij
Sacrum Profanum 2023

Studium przestrzeni

2020-12-07

No i stało się. Ostatni koncert 18. festiwalu muzyki współczesnej Sacrum Profanum wybrzmiał w murach Galerii Autorskiej Bronisława Chromego w parku Decjusza oraz w internecie. Epilog ten nie pozostawił jednak poczucia zamknięcia, a raczej otwierał na nowe możliwości, doznania, przestrzenie. Tematem solowego muzykowania Jakuba Gucika stały się nieznane, pół wyobrażone, pół rzeczywiste, rozległe niziny na Marsie – Vastitas Borealis. W rezultacie powstał koncert na wiolonczelę i pogłos, który stanowił jednocześnie premierę drugiej płyty krakowskiego instrumentalisty. Unikatowa architektura i akustyka sali świetnie współgrały z intencjami Gucika, a obecność rzeźb i artystyczna sceneria nadawała wykonaniu odrealnionego charakteru.

Tytuły dziesięciu miniatur odsyłały do konkretnych obszarów Czerwonej Planety, ale też jej dwóch księżyców oraz związanych z nią zjawisk, chmur oraz zorzy, dając słuchaczowi wizualne i strukturalne sugestie. Podróż symbolicznie rozpoczyna się na Ziemi (Terra). Osnuta na burdonie melancholijna melodia ma w sobie coś z ludowości i zmysłowego zamyślenia. Ten nostalgiczny rys i wyraźne ciążenie w stronę układów molowych towarzyszyły wymowie całego koncertu, ale charakter i dynamika kolejnych utworów nigdy nie były takie same. Olympus Mons – gigantyczny wygasły wulkan – zabrzmiał żywo, tanecznie, płaskowyż Planum Boreum opisywały kołyszące, snujące się motywy, w Cirrus usłyszeliśmy rozmarzone alikwotowe migotanie na kształt chmur, zaś bardziej posępne, lecz dostojne tony zwiastowały Phobos, większy z księżyców Marsa.

Każdy utwór wysnuty został z prostych, zapadających w pamięć melodii czy współbrzmień, które ewoluowały i rozwijały się swobodnie w zmiennej narracji. Każdy stanowił również pokaz warsztatu i umiejętności wiolonczelisty, ale przede wszystkim – jego wrażliwości i wyczucia barwy. Jakub Gucik przesiąknął zarówno klasycznym, jak i współczesnym repertuarem, i wszystko, co wychodzi spod jego smyczka – choćby najbardziej nieoczywiste zmiany harmonii, dynamiki, sposobu wydobycia dźwięku czy technik wykonawczych – brzmi przekonująco i zupełnie naturalnie. Potrafi on z niezwykłą lekkością modulować brzmienie, odnajdować niezliczoną liczbę odcieni pomiędzy ciepłym sul tasto a surowym sul ponticello, kolorować subtelnymi glissandami i flażoletami, niespodziewanymi akcentami wybijać z rytmu, bawić się stukaniem drzewcem smyczka lub potrącaniem strun, czy wreszcie – z pomocą mikrotonów i nieschematycznych połączeń – omijać przewidywalne układy harmoniczne. Wiolonczela brzmiała czasem jak flet, czasem jak lira korbowa, intonowała pojedynczą linię, by za chwilę przejść w faktury gęste jak mgła.

Vastitas Borealis zwodzi i zaskakuje, ale pozwala też na czystą przyjemność słuchania. Było to w istocie studium przestrzeni, zarówno tych bliskich i widzialnych, jak i odległych czy metaforycznych. Melancholijna i nierzeczywista aura koncertu dała wyraz zupełnie ludzkim uczuciom: tęsknocie, odwadze, lękowi i świadomości swojego miejsca we wszechświecie.

Karolina Dąbek

(„pisanezesluchu.pl”)