Znamienne. Tova – koncert czterech kompozytorek, zainicjowany i wykonany przez znakomitą flecistkę Anię Karpowicz, w którym każdy utwór mówi o walce ze stereotypami, walce o własną tożsamość i o własny głos – odbywa się w dzień ogólnopolskiego strajku kobiet. Krótkie, lecz wymowne obrazy na flet i wideo z elektroniką, grane w odstępach co trzy godziny, powracały jak refren wśród napływu wiadomości o protestujących tłumach, zdjęć pochodów i blokad, transparentów i skandowanych haseł.
Patrzcie uważnie: w 4 rituals of women’s happiness Marty Śniady każdy gest ma znaczenie. I każdy dźwięk, rytm, powtarzany motyw, które dopiero w obrazie dopełniają swojego sensu: pochód skalowy jak masowanie dłoni, slap tongue jak dotyk opuszkiem palca. Kompozytorka ujawnia w wideo swoją twarz, ale jednocześnie ją zakrywa – pod kolejnymi warstwami makijażu giną rysy i kolory, niknie kształt, cera staje się przeźroczysta, przestaje istnieć. Czy tym właśnie jest szczęście kobiety: podążaniem za plastikowym ideałem piękna? Muzyka mówi o niewinnych przyzwyczajeniach, które przechodzą w obsesję (na tle urody, mody, odżywiania…), aż po niebezpieczne stany hipnotyczne, otępienie, trans.
Pytanie o własną tożsamość, o zrozumienie siebie, o to, co moje, a nie narzucone, o bliskie, prawdziwe, z wyboru, stawia Zansei Niny Fukuoki. W utworze rozgrywa się cicha i samotna walka, nie tylko ze światem, ale i z samym sobą. Efemeryczna i łagodna muzyka ma w sobie coś z wieczności, z nieskończonego trwania, poczucia odnalezienia i ukojenia. Tylko niespokojne tryle i akcenty fletu, szepty brzmiące jak zaklęcia czy migające w warstwie wideo postaci z kart tarota pozwalają wyczuć, że ta bitwa nigdy się nie kończy, że nawet narastająca samoświadomość nie uchroni przed lękiem o przyszłość i bezradnością.
Ten wątek rezonuje niejako w utworze Inner Aleksandry Kacy, który powstał w refleksji nad pięknem i niedoskonałością oraz starzeniem się – nieuchronnym procesem, który znaczy wszystkie twory natury. Dlaczego więc dotknięty czasem krajobraz i starzejące się ludzkie ciało budzą w nas tak odmienne odczucia? Jak bardzo zależni jesteśmy od norm i kanonów, obcych naszej naturze? Dźwięki – pełne powietrza, szumu, długie i jasne – przechodzą w elektroniczne migotanie, to znów w subtelne nawoływania fletu, a widok bogatych faktur skalnych niemal niepostrzeżenie stapia się z ujęciami kobiecego ciała. I tak, zanurzywszy się w tym świecie, nagle odnajdujemy w sobie zachwyt i kruchość, ale i stopniowo narastający niepokój. Tej muzyki nie da się słuchać inaczej niż w zamyśleniu.
Trudno wyobrazić sobie bardziej wyraziste zakończenie niż Scream Teoniki Rożynek. To studium udręczonej psychiki, głębokie i wstrząsające. Studium tłumionego krzyku, który dusi, pożera od środka, kaleczy i paraliżuje. Mocna rzecz. Naprawdę mocna rzecz. Nie można oderwać oczu od Krystyny Lamy Szydłowskiej, tancerki i choreografki. Jej kompulsywne ruchy, wstrząsające ciałem drgawki, ciężki oddech i wymowna mimika wyrażały wewnętrzny rozłam i bezsilność. Resztę dopowiadała muzyka: napięciem w elektronice, nerwowymi stukotami fletu, groźnymi pomrukami frullato przeradzającymi się w iście zwierzęcy krzyk i wściekłość.
Kontekst ma znaczenie. I choć siła tej muzyki nie leży w zewnętrznych zdarzeniach, okolicznościach, a ich wewnętrznej uniwersalnej retoryce, artyzmie i szczerości wyrazu, to być może właśnie dziś, właśnie dzięki tym okolicznościom, głos kobiet zabrzmi donioślej.
Karolina Dąbek
pisanezesluchu.pl